Eddie umarł. Budził moją ogromną sympatię przez cały film i liczyłam, że w końcu mu się poszczęści, a tu taki koniec :(.
Ciekawe jak oceniasz książkę Stephena Kinga, ona sama jest jeszcze bardziej życiowa...
Ja właśnie skończyłem książkę i poczułem się jakby ktoś wbił mi sztylet w serce...był najfajniejsza postacią.
Czułem ten sam fizyczny ból zarówno podczas oglądania serialu jak i czytania książkowego oryginału, jego śmierć zasmuciła mnie jak zabójstwo Georgiego i samobójstwo Stana. Eddie zdobył od razu moją sympatię, z pozoru najmniejszy, najsłabszy, najbardziej kruchy, ale gdy trzeba było okazał się twardzielem, plującym w twarz zagrożeniu, ostatecznie ginąc za przyjaciół. To co nie pozwalało mi się cieszyć z zakończenia książki to fakt, że jego zwłoki zostają w podziemiach, a resztę ocalałych ponownie ogarnia zbiorowa amnezja, zacierając powoli wspomnienia, twarze i imiona przyjaciół. Zobaczymy co przyniesie 2019 rok...