W zasadzie ten film ma niewiele wad, ale zalet też nie za dużo. Średni western, broni się głównie tym że Randolph Scott zagrał dużo lepiej niż zazwyczaj. Zwykle jego kreacje kowbojów twardzieli były przekomiczne, a tu nawet nieźle mu poszło. Fabuła prościutka, strzelaniny mało widowiskowe, a całość po prostu taka sobie czyli 5/10
No racja, chyba to jeden z ciekawszych filmów Scotta w latach 50. Nie miał w tedy dobrej passy, narobił sporo kiepskich filmów. Inna spraw że aktorem wybitnym nie był. Ale jakoś w latach 30-40 radził sobie lepiej. Filmy jak Daltonowie były całkiem fajne. Z dobrych filmów z nim z lat 50 to polecam Rage at Dawn i 7th Cavalry.
Nie do końca się zgadzam. To, że Scott był chudy (z innego forum), to akurat słaba krytyka. James Stewart był pewnie jeszcze chudszy. Jeśli chodzi o strzelaniny - tutaj były efektowne, a nawet szokujące jak na western. Pierwszego osiłka-opryszka Scott załatwia strzałem w twarz z bliska. Krew bryzła na ścianę, kamera się odsunęła. Tego nie ma w westernie. Ojciec z dzieckiem zostali utopieni/ukryci w studni. Tego też nie było. Niesłychanie odważne jak na gatunek. Poza tym ten bohater - mądrze prawi cały film, świetnie się go ogląda pomimo, że trwa nieco ponad godzinę. Mimo wszystko daleko mu do schematu. Dla mnie bardzo ciekawy.
Trudno mi będzie dyskutować o filmie który widziałem 7 lat temu i jeszcze mi się nie spodobał. Jeśli jednak chodzi o Scotta to raczej nie kwestia o chudości (chociaż przyznać muszę, ciuchy zazwyczaj na nim śmiesznie wiszą), a raczej samej gry aktorskiej. No nie czuję przed nim respektu, tak jak przed takim Waynem czy Stewartem którzy generalnie się uśmiechają, ale gdy już zrobią groźną minę to wiadomo że nie ma żartów. Scott zdaje się być jakiś taki przestraszony raczej :D
Scott nie był jakimś super-gwiazdorem. Też jakoś szczególnie do mnie nie przemawia. Ale nie w respekcie szukałbym jego wad aktorskich. Czy on czy James Stewart pewnie nie wzbudziliby we mnie jakiejś szczególnej bojaźni ;) Wayne w sumie też zdawał się mieć pozytywne usposobienie. Nie straszył w każdym razie. Scott był po prostu zazwyczaj taki nijaki. Tutaj w końcu (jednak!) udało mu się stworzyć postać z charakterem. Samo to jak przyjmował niepowodzenia życiowe. Poza tym wymieniłbym kilka dobrych filmów z gościem. Choćby najlepszy z nich, czyli "Strzały o Zmierzchu", którego widzę nie oceniłeś.