Obejrzałem ten western z wielką ciekawością. Chciałem przekonać się jak wypada w stosunku do nowej wersji wyreżyserowanej przez braci Coen.

Po seansie uważam, że tych dwóch filmów nie można jednak ściśle ze sobą porównywać.
Kiedyś inaczej kręciło się filmy, inne były czasy, to co teraz można pokazać na ekranie
kiedyś było nie do pomyślenia.

Film jest opowieścią bardzo sprawnie zrealizowaną, chwilami jest jednak troszkę nudnawy.
Akcja cały czas toczy się w dzień. Nie ma tu mrocznych scen. Jest to typowe kino przygodowe, jak na dzisiejsze czasy rzec można familijne. Nie wiem czy tak samo, był ten film odbierany w czasach swojej premiery (pewnie nie).

Stwierdzam, że Joel i Ethan Coen poszli po najmniejszej linii oporu kręcąc swój remake. W filmie ich jest praktycznie wszystko to co w pierwowzorze (oprócz sceny zastrzelenia ojca Mattie). Jedna scena jest dodana (nie ma jej w filmie z 69 roku) , kiedy spotykają w lesie faceta odzianego w niedźwiedzią skórę. Troszkę zmienione jest zakończenie.

Sceny w obu filmach są poukładane dokładnie tak samo, identycznie jedna po drugiej. A przecież bracia mogli pokusić się o nakręcenie swojej autorskiej wersji Prawdziwego Męstwa. Zamiast tego otrzymaliśmy dokładnie to samo opakowane na miarę dzisiejszych czasów.

Wracając do oryginału to film zdecydowanie nie powala na kolana. Nie wiem jak wypadają inne westerny z tamtych lat w stosunku do tego filmu. Nie miałem przyjemności ich oglądać. Mogę jednak stwierdzić, że taki Tom Horn kręcony około 10 lat później to już zupełnie inne gatunkowo kino.

Moja ocena 5 na 10.