Wszystko sztucznie widealizowane, olbrzmi dom jak jakiś pałac z 40 sypialniami i prywatnym prakiem z wystrzyżonym trawnikiem, a obsługi żadnej nie ma. Od jest tylko staruszka i jakiś gringo. Ciężko utrzymać wątek, nielogiczny, chaotyczny ciąg scen w identycznych sceneriach, przez co ma się wrażenie, że film nakręcono jednego dnia. Na przykład sceny przy stole w ogrodzie, jakoby obrazujące inny posiłek za każdym razem, a kręcone za jednym zamachem (no i to zdjęcie w ramce babki i gringo zrobione przy tym samym stole o tej samej porze, w takim samym ustawieniu... tragedia, dodrukowali na szybko i jest... stare, pamiątkowe zdjęcie). Jedyny plus to ciało i aparycja super niezniszczalnej sportsmenki "Lindy", która baluje do wieczora, a potem rano bierze udział w półmaratonie (krwawię...), ponadto przepływa 5 km w jeziorze, po czym daje sobie przywalić w głowę hantlem i nieprzytomna zostaje utopiona. Tu jej wątek się kończy, żadnego ukrywania ciała, śledztwa glin, świadków, nic. Szkoda dalej pisać. Bzdurny gniot, nie polecam.
Wyłączyłam po 20 minutach. Sztuczny, że aż plastikowy:))
Nie mam nic przeciwko późnemu rodzicielstwu, ale tu na maxa nieporozumienie obsadzając w roli rodziców 55+. Ponaciagani, poostrzykiwani. N. Cage ufarbowany na czarno bez siwego włosa. Nienaturalnie odmłodzeni...feee