Film dobrze nakręcony, ale głupi. Totalnie nie rozumiem pobudek jakimi kierowali się bohaterowie m.in:
1.Dlaczego pani doktor jest tak ważna?
2.Dlaczego Porucznik Waters (Bruce Willis) rozmawia z panią doktor i co gorsza spełnia jej zachcianki zamiast ją otumanić i zabrać tak jak radzą mu podwładni.
3.Dlaczego tak doświadczonym żołnierzem rusza widok spalonej wioski, chyba widział już podobne rzeczy.
4.Dlaczego pilot śmigłowca łamie rozkazy i zawraca.
5.Dlaczego USA wspiera swoich zbuntowanych żołnierzy i przy okazji rozpoczyna wojnę.
6.Dlaczego w ostatniej scenie Porucznik Waters ucieka z panią doktor na plecach zamiast dzielnie walczyć z pozostałymi o życie uchodźców i czarnego wodza.
Pewnie znalazłoby się tego więcej, ale nie ma sensu wymieniać wszystkich niedorzeczności tego filmu.
Ja bym jeszcze dodała: od kiedy wysyła się cały wykwalifikowany oddział w dżunglę, tuż przed najazdem morderczych rebeliantów po czwórkę ludzi, z których tylko jedna osoba chce się ewakuować, ale i tak ma bardzo niebezpieczne dla żołnierzy żądania?
Chyba właśnie dlatego wysyła się taki oddział, żeby na wszelki wypadek był w stanie ją obronić zauważ, że celem rebeliantów nie była Pani Doktor tylko Arthur Azuka, i to na niego wysłali 300 żołnierzy, a Pani Doktor miała Teścia Senatora i pewnie źle, by to wypadło w Amerykańskiej Telewizji i Prasie, jakby ją zabili.
Ja na koncu to sie czulem jak w kosciele. Ta choralna muza doprowadzala mnie do szalu.