Ekspresjonizm z pewnością musiał szokować współczesnych mu odbiorców. Dziś może to dziwić, gdyż widz XXI wieku zewsząd atakowany jest przez kulturę szoku i agresji, ale w tamtych czasach
Ekspresjonizm z pewnością musiał szokować współczesnych mu odbiorców. Dziś może to dziwić, gdyż widz XXI wieku zewsząd atakowany jest przez kulturę szoku i agresji, ale w tamtych czasach kreowanie morderców i psychopatów na głównych bohaterów było posunięciem odważnym. Specjalistą od kontrowersji był wprawdzie Fritz Lang, ale przecież już w "Gabinecie doktora Caligari" można dostrzec wiele jej namiastek.
Przypatrzmy się fabule… W miasteczku Holstenwall doktor Caligari prezentuje w cyrkowej budzie swoją atrakcję – somnambulika Cezara. Jednak w rzeczywistości doktor posługuje się swoim medium jako narzędziem zbrodni. Zdemaskowany, ucieka do szpitala dla umysłowo chorych. Ścigający idą jego śladem i w murach zakładu przekonują się, że dyrektorem jest… sam Caligari.
Już w samym zakończeniu filmu możemy znaleźć ziarna buntu scenarzystów wobec wykorzystywania przez władzę bezwolnej jednostki do siania terroru. Sens też został jednak ostatecznie złagodzony przez ostatnią scenę, która zmienia całą historię w urojenie chorego umysłu. Mimo to współczesny odbiorca, lepiej zaznajomiony ze środkami artystycznego przekazu, nie odbiera już owego zakończenia tak jednoznacznie. Z czasem doceniono i metaforyczne znaczenie dzieła Wiene, pojawiły się nawet interpretacje, według których reżyser przewidział nadejście widma faszyzmu.
O dreszcze przyprawia widza, poza wspaniała atmosferą, fantazyjna dekoracja. Chore kształty miasta zostały stworzone przez trzech członków grupy ekspresjonistycznej "Sturm". Labirynty murów, dziwaczne wnętrza i ogrody oraz kręte chodniki, wprawiające widza w oniryczny trans, dały nawet początek "kaligaryzmowi" – niewielkiemu nurtowi w ówczesnym kinie, którego cechowało upodobanie to sztucznych atelier.
Niezwykle ważnym dla filmu elementem są dwie główne kreacje. Wiene tworzy postać groteskowego i demonicznego doktora Caligari – w tej roli bezbłędny Werner Krauss, a obok niego pojawia się równie pasjonujący Cezar (Conrad Veidt). Można by powiedzieć, iż ta druga postać szczególnie mocno zainspirowała późniejszych twórców – wymowne zbliżenie na przeraźliwie bladą twarz lunatyka i jego szeroko rozwarte oczy często było naśladowane w późniejszych filmach grozy. A czyż scena porwania nieprzytomnej kobiety z sypialni nie zawiera kropli ukrytego erotyzmu?
Myślę, iż "Gabinet doktora Caligari" jest niewątpliwie najlepszym filmem Roberta Wiene i zarazem urzekającym przykładem sztuki ekspresjonistycznej w kinie grozy. Dziwić może jedynie brak dalszych prób realizacji tego tematu (nie licząc kilku mało znanych adaptacji) – Caligari przegrał z wampirami i wilkołakami, głębiej zakorzenionymi w tradycji. Lecz wyszło to chyba legendzie na zdrowie.